Rozpoznawalny autorski sznyt, ostra siła rażenia tej poezji oraz bezpardonowa prostota, której nie należy mylić z powierzchownością, docierają do odbiorcy niczym miotacz ognia. Po lekturze takich wierszy, trzeba na nowo przymierzyć się do refleksji nad światem własnym i cudzym, zweryfikować poczucie wspólnoty i poczucie osobności. To poezja, która każe nam konfrontować wygodne à priori doświadczalnej kategorii „siebie” i tego, co wydaje się pozostawać poza poetyckim „ja”.

Owo „ja”, liryczne, gniewne i ostre wobec politycznej głupoty współczesnych decydentów, „ja” oburzone niesprawiedliwością, jest także bardzo czułe (lecz nie czułostkowe) wobec ludzkiej pojedynczej słabości, współczujące ze światem przyrody. W prezentowanych wierszach, niczym we fragmentach relacjonowanych dni i nocy, odkrywamy jakby współczesną, poetycką i pozornie tylko a-dydaktyczną, (sięgającą w antycznej tradycji – Hezjoda), opowieść o codziennej krzątaninie w świecie. Czas i jego różne odsłony, stanowią w tej poezji istotne podwaliny koncepcji wiersza. Podmiot liryczny artykułuje wyraziście zarówno rebelię i bunt, jak i postawę smutku, determinującego – wymuszone fizycznością i biologią – poniechanie.

Jedynie śmierć bliskich nie jest oswajalna i nie może być przedmiotem żartu, choć już opowieść o własnym kresie, pomaga w zdobywaniu chwilowego i prześmiewczego dystansu, i do przestrzeni – Tanatos, i do kwestii – Eros. W odsłanianiu własnej słabości, w „bez-wstydzie”, w wysiłku podnoszenia głowy, w ostrym komentarzu, który wywołać może w nas uśmiech rozpoznania, ukazuje się w pełni, bez filtrów i upiększeń, obraz siły i sprawczej energii poetyckiego słowa, które jako budulec przejrzystej frazy, osadzone w bardzo realnym zgrzebnym niekiedy świecie, ciąży ostatecznie, w stronę metatekstu, i metafizycznych konotacji.

„Wyrywanie się” literackich znaczeń w stronę nowych przyziemnych przynależności jest znakiem odwagi. Odbywa się ono w wyraźnym geście przekraczania granic, w rozpoznawalnym uchylaniu możliwej, ale jednak odrzucanej, autocenzury poetyckiej i w ukazywanej nam, czytelnikom: intymnej rekwizytorni, rozpoznawalnego małomiasteczkowego decorum i wykrzywionego wspomnieniowo moralitetu.

Wiersze takie są ważne po trzykroć, ponieważ spełniają demaskującą rolę wobec tego, co najtrudniejsze, wobec pomijanego z różnych powodów a uobecnianego w wielu odsłonach, duchowego, cielesnego, ale i społecznego – osamotnienia.

Tom Rośliny mięsożerne Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej wydany nakładem Instytutu Mikołowskiego w roku 2020, stawia najważniejsze pytania o sens i wartość immanentną bytu i bycia kobietą w świecie: ptaków wypłaszanych przez poranne wiertarki, w kadrze biało-czerwonych kominów kotłowni, we śnie o Safonie1. Wbrew metryce urodzenia, ciągle młoda Autorka pisze w tytułowym wierszu tomu:

wyrosły w moim pokoju

na wewnętrznym parapecie

kielichy kwiatów otwarte jak kratery wulkanów

czyhają na mój oddech dym papierosa

wciągają mój język nozdrza wargi

ssą mnie śmiertelnie do szkieletu

nie mogę wydobyć się do śmiertelnego jęku

ciche ssanie śmierci

kwiaty dalej rosną.

Autorka pisze też, puentując kodą, w wierszu zakłócam fale radiowe: „Szukam na guglach poezja/ jak to się ma do kuchni klamki do drzwi // gdzie tu miłość codzienna mikołowska” (s. 17); a my jesteśmy jej wdzięczni za to zakłócanie, za unikalny koloryt samoświadomości poetyckiej, za odwagę pisania osobnego i rozpoznawalnego, za jej charakterystyczny, indywidualny, bezkompromisowy pływ pod prąd.

Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej za rok 2020 otrzymuje Genowefa Jakubowska-Fijałkowska.

prof. Dorota Walczak-Delanois

1Por. wiersze: Wiertarki udarowe 230V (s. 18), Zakłócam fale radiowe (s. 17).