O słowie poetyckim – choć nie o poetyckim jedynie – często myślimy jako o czymś bezcielesnym: jako o lotnej substancji znaczeń, wytwarzanej w tajemniczym alembiku zwanym kiedyś natchnieniem, dziś raczej twórczą wyobraźnią. W kulturze pisma substancja ta materializowała się do niedawna w znakach stawianych bezpośrednio na papierze, czy innym względnie trwałym podłożu, a ten intymny akt pierwotnej materializacji często bywał też zapisem procesu dojrzewania i rodzenia się poetyckiego sensu: droga od brudnopisu do czystopisu stanowiła namacalny ślad stopniowego krystalizowania się ostatecznego kształtu wiersza. Bo jedynie Bóg, jeśli wierzyć Księdze Rodzaju, stworzył świat bez korekty, od razu zadowolony ze swojego dzieła. Poeci częściej doświadczają stanu, o którym mówi Eliot:” Pomiędzy zamiar/ I dokonanie/ Pada cień, Pomiędzy koncepcję/I kreację/ Pada cień.” Dziś te poetyckie zmagania coraz częściej giną w cyberprzestrzeni, a dłoń, która dotyka klawiatury, śmielsza jest od tej, która trzymała pióro, bo lekko i bez trudu, nie pozostawiając śladu, może wciąż na nowo przykrawać, upinać i zszywać materię słów.
Wisława Szymborska należała jeszcze do epoki rękopisów, acz posługiwała się też maszyną do pisania i wytwarzała tak formę pośrednią – korygowany ręcznie maszynopis, który bywał podstawą wersji drukowanej, z chwilą zaś pojawienia się w jej życiu Michała Rusinka do maszynopisu dołączył wydruk komputerowy, także często wciąż poddawany korygującym zabiegom. Owe pierwopisy (tak nazywają je fachowcy) znalazły się w przejętym przez Fundację archiwum Wisławy Szymborskiej. Większość z nich to maszynopisy i wydruki komputerowe, na których znajdują się rękopiśmienne poprawki; mniej więcej jedna trzecia to rękopisy określane jako autografy. Zdumiewające, że tak wiele ich ocalało, bo Szymborska jako osoba najdalsza od wszelkiej ekshibicji chętniej ukrywała, niż ujawniała tajniki swojej twórczości. W koszu na śmieci, który uważała za istotny element poetyckiego warsztatu, kończyły nie tylko wiersze skazane na unicestwienie, ale także ewolucyjne stadia utworów dopuszczonych do życia już w formie ostatecznie dojrzałej. Ocaleńców znajdowaliśmy wśród maszynopisów i innych papierów niekoniecznie z poezją związanych, czasem rękopisy służyły też autorce jako zakładki do książek. Faksimilia niektórych autografów pojawiać się zaczęły w pośmiertnych wydaniach poezji Szymborskiej, począwszy od ostatniego przygotowanego przez poetkę zbioru wierszy zatytułowanego Wystarczy, opublikowanego w wydawnictwie A5, a opracowanego z właściwym mu pietyzmem przez Ryszarda Krynickiego. Zawiera je też – wybiórczo – seria wydawanych kolejno przez Znak osobnych poetyckich książek – jak Sto pociech, która właśnie trafia do rąk czytelników.
Powszechny dostęp do wszystkich zachowanych rękopisów przynależących do ogłoszonych drukiem wierszy – dostęp pośredni, bo w ich wersji zdigitalizowanej – został otwarty przez Bibliotekę Jagiellońską, pod której opiekę Fundacja Wisławy Szymborskiej przekazała w formie depozytu archiwum poetki. Na stronie Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej i Polony, największej biblioteki cyfrowej w Polsce, zobaczyć można, bo niestety nie dotknąć, różne stadia dojrzewania wierszy: bruliony, rękopiśmienne wersje ostateczne, maszynopisy, wydruki komputerowe. Co nam uświadamia, że ta znana nam, lekka, krystaliczna, jakby zrodzona w jednym podmuchu poetyckiego tchnienia, postać wiersza bywała owocem długotrwałych nieraz poszukiwań.
Wydarzeniem, które towarzyszyło szeroko zakrojonym pracom nad digitalizacją utworów Wisławy Szymborskiej ( bo w najbliższym czasie objęte nią będą także felietony), była wystawa jej rękopisów pokazana w Bibliotece Jagiellońskiej od 26 lutego do 27 marca tego roku. Znalazło się na niej 30 rękopisów i maszynopisów wierszy ze wszystkich tomów oraz egzemplarze tych tomów – pierwsze ich wydania i ich wznowienia w serii wydawanej przez Znak, a także edycje tłumaczeń na 13 języków. Mogło się było wydawać, że wystawa taka przyciągnie wąskie jedynie grono koneserów poezji, tymczasem spotkała się ogromnym powodzeniem: obejrzało ją ponad pół tysiąca osób, okazała się jedną z najliczniej odwiedzanych wystaw w Bibliotece Jagiellońskiej w ciągu ostatniego roku, znalazła też niespodziewany odzew w mediach. Oznacza to nie tylko, że poezja Szymborskiej nadal żywa jest w społecznym odbiorze. Oznacza też, że choć coraz głębiej wciąga nas w swoją przestrzeń wirtualny świat, nie przestaje nas fascynować materialna rzeczywistość, także namacalna rzeczywistość pisania. Widać to w badaniach literackich, gdzie wzrasta zainteresowanie materialnością tekstu i rozwija się krytyka genetyczna, widać, jak pokazała to wystawa, u zwykłych odbiorców literatury. A więc drodzy poeci, zamknijcie laptopy, wyjmijcie z szuflad pióra, długopisy, naostrzone ołówki i zapełniajcie swoim pismem, tym wyraźnym i tym nieczytelnym, bruliony, kartki, odwroty starych maszynopisów, kwity z pralni, bo oko czytelnika chętnie śledzi wasze zmagania. Nie tylko z ciekawości, by zobaczyć, jak wytwarza się wiersze. Także dlatego, że widok tych zmagań przywraca wiarę w moc i wartość słowa. Wiarę, którą dzisiaj coraz trudniej zachować.