Nie postrzegamy własnego ciała od środka, w potocznym doświadczeniu nie wnikamy w „inferno interny” i to co własne, lecz ukryte, niedostępne i niepokojące jednocześnie wchodzi w sferę obcości. Naruszenie powierzchni ciała przez skalpel wywołuje lęk, penetracje ciemnego wnętrza pod skórą – nieraz odsłaniają tajemnice, o których wolelibyśmy nie wiedzieć. Dla znawcy anatomii, patologa, chirurga czy biochemika przenikanie pod powłokę cielesną, a także obserwacje z bliska procesów życia i umierania nie jest niczym osobliwym. Inaczej patrzy poeta, oddalając tabu kulturowe, eksponując udział ciała w rozumieniu naszego miejsca w świecie, wprzęgając somatyczność w etyczne i estetyczne doświadczenia. W każdym razie duch podniosły, wyżynne aspiracje oraz czyste Cogito w nowoczesnej i ponowoczesnej poezji znalazły się w prawdziwej opresji.

Ważna jest sprawa języka. Wysłowienie artystyczne eksponuje rolę oka oglądającego o podglądającego, wnika w istotę kontaktów międzyludzkich i międzycielesnych, określa tożsamość poprzez ciało – podobne do innych, ale też jedyne w całym kosmosie. Wewnętrzne pejzaże ciała na sposób malarski ulegały estetyzacji, bądź ukazywały nędzę człowieka usidlonego przez psujący się niesolidny materiał fizycznego istnienia. Labirynty cielesności ukazywane były przez naturalistyczne odsłonięcia i pełne lęku zakrycia. Cóż, „szanujący się kościotrup nigdy nie pokazuje się nago”.

To krótkie wprowadzenie potrzebne jest po to, by przybliżyć oryginalność propozycji poetyckiej w tomie będącym tutaj przedmiotem refleksji. Mianowicie charakterystyczne dla tej osobnej dykcji są obrazy rozcinania, drążenia, nakłuwania, wstrzykiwania substancji, czyli preparowania ciał oraz ich torturowania. Cel takich zabiegów bywa szlachetny, ale konieczność eksperymentu graniczy z okrucieństwem i bezsensem. Wszelkie ciało – ludzkie czy zwierzęce – na ingerencje i naruszenia reaguje zawsze i niezmiennie bólem. Los somatyczny zajmuje tu pierwszą pozycję, wyprzedza bowiem egzystencjalne dociekania i spekulacje metafizyczne.

Co niezwykłe, słownictwo specjalistyczne, przeniesione z sali operacyjnej czy teatru anatomicznego, z atlasu ludzkiego ciała czy podręcznika prac laboratoryjnych zyskuje niezwykłą siłę poetycką. Potrzeba do tego mistrzostwa, by zmusić przyprawioną terminami specjalistycznymi rzeczową leksykę do wyrażania znaczeń z dziedziny antropologii filozoficznej, żeby niepoetyczny i nieapetyczny konkret przechodził w metaforę. Mikrokosmos ciała w tej poezji koresponduje z dziejami świata, w kategoriach somatycznych określa kryzys idei europejskich, wreszcie – otwiera się na wszechświat.

Obrany tok mówienia i myślenia rewiduje, bywa, że brutalnie, wzniosłe wmówienia o potędze. Oto na przykład kulturowy temat nieśmiertelności rozpatrywany z perspektywy niskiej tak się przedstawia: nie non omnis moriar poprzez nieśmiertelne dzieło, lecz mięso ludzkie czy zwierzęce osiągnie szyderczą wieczność, kiedy jako preparat zanurzone zostanie w trującym bądź co bądź formaldehydzie. Celebracje wykonywania muzyki oraz zachwyty wniebowziętych słuchaczy sprowadzają się do działań wewnątrz ciała. Wykonywane arie operowe nie tyle sycą zmysły estetów, co być może karmią ukrytego w trzewiach tasiemca. Podobnie z dziełami malarstwa. Artysta tworzy nieprawdziwą przecież rzeczywistość piękna – stworzoną z inwencji i farby, lecz pozbawioną krwi. „Ja” w tych wierszach słowem jak skalpelem rozcina błony, tkanki, naczynia krwionośne, by odsłonić ciemne wnętrze człowieka. Wnętrze, dodajmy, zamieszkałe przez złe instynkty, choć z drugiej strony – bezbronne, poddane dyktatowi biologii.

Jeśli spojrzymy od strony organicznej i fizjologicznej, to rzecz oczywista, mocno przemówi podobieństwo, choć „wysferzyliśmy się” z natury i chełpimy się rozwiniętym intelektem. Nie różnimy się jednak od zwierząt, które najlepiej określać mianem „braci mniejszych”. W tym tomie dochodzi do głosu wyobrażenie organicznej wspólnoty bytów, bowiem łańcuch wszystkich istnień spojony jest ściśle na tym najlepszym i najgorszym ze światów. Niepotrzebnie tylko karykaturalny i bezmyślny król życia pogardza braćmi mniejszymi.

Co istotne, w omawianej książce wystawiony zostaje rachunek wstydu za męczonych w laboratoriach szympansów i rezusów, za zabijanie życia wielu stworzeń w imię przyrodzonego naszemu gatunkowi okrucieństwa, w imię – bezmyślności. Na wiersze ekologiczne tworzone z przerażenia i potrzeby protestu należy zwrócić uwagę. Ptak Baudelaire’owski albatros żywi się plastikiem z odpadków ekspansywnej cywilizacji, na bezbronną fokę wciąż czekają mordercze sieci. Od zagłady wiedzie prosta droga do zagłady świata ludzkiego, bo czemuż on miałby przetrwać, skoro nieprzerwanie trwa spektakl wzajemnego pożerania się – w dekoracjach trawiącego wszystko kosmosu.

Więź ze światem zwierzęcym jest tak mocna, że los współbratymców, krzywdzonych i zabijanych, przenosi się w obszar doświadczeń wewnętrznych. Tak działa solidarność gatunków oraz – współczucie. Schować w sobie ofiary eksperymentów podsycanych potrzebą zabijania – to podjąć próbę ocalenia. Jakość wysłowienia, oryginalność artystycznych ujęć, w których signum osobistego zaangażowania stowarzysza się z dystansującą ironią, a także i może przede wszystkim zespół humanistycznych przesłań pozwala myśleć o tym zbiorze jako niezwykłym i wybitnym osiągnięciu poetyckim.

Nagrodę imienia Wisławy Szymborskiej za rok 2019 otrzymuje Anna Adamowicz za tom Animalia.

prof. Wojciech Ligęza